„są takie chwile gdy jest za późno
by złożyć puzzle od nowa
i pierzchłe słowa zerwane w niebo
zatrzymać chlebem żałowań”
(…)
Zabrnąłem za daleko, już nie ma powrotu, a nawet gdyby był to nie mam do czego wracać. Życie nie jest takie złe, nawet je sobie jakoś poukładałem. Trzeba tylko pokończyć zaległe sprawy. Nie jest to przyjemne ale nie ma wyjścia. Tak wiem, Jezu że się pogubiłem, ale chyba Ty tego chciałeś. Myślę że taki masz plan na mnie. Martwię się czasem co ludzie powiedzą, mam swoją pozycję, przyjaciół i znajomych. Sądzę, że wcześniej czy później zrozumieją. Ułożę sobie życie. Drażnią mnie tylko te słowa z Twojej Ewangelii: „głupcze jeszcze tej nocy zażądam Twojej duszy”. Jestem Młody Chryste. Mam czas, prawda? To jeszcze nie będzie ta noc? Powiedz, że nie. Teraz kiedy najgorsze jest za mną nie może się to tak skończyć. Sam już nie wiem co jest czarne, a co jest białe, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Szukam Ciebie, a Ty milczysz. Ludzie zaczynają mówić że upadłem, że leże w błocie, ale nie jest tu źle, mam to czego potrzebuję. I tylko ta moja dusza jakaś taka niespokojna. Jest mi dobrze, ale czuje ten ciągły niepokój. Mówią, że to sumienie, ale ja myślę że zagłuszę ten niepokój. Kiedy wszystko się ułoży od nowa.
Podobno każdy ma swojego Anioła Stróża, ja myślę że mam ich dwóch, jeden który mnie pociesza, że nie jest jeszcze tak źle i ten drugi który mnie dręczy, że za daleko zabrnąłem. Ale ja już nie chce chyba wracać. W ruinach mojego życia, straszą tylko upiory, jak w opuszczonym eremie, w którym już dawno nie było Eucharystii. Czytam, że moje ciało jest Świątynią Ducha Świętego i jakoś tego nie bardzo potrafię pojąć.
Przypominam sobie scenę z Magdaleną, która namaszcza Ci stopy drogocennym olejkiem, obmywa łzami i wyciera swoimi włosami. Może i tak upadłem, ale to nie te czasy Chryste. Ja już nie umiem w ciszy płakać. Nie mogę ze wszystkiego zrezygnować, za dużo na to pracowałem. Co znaczą te słowa, że jeśli moja noga jest dla mnie powodem grzechu mam ją odciąć? Jak mogę odciąć się od moich przyjaciół, są ze mną tu na dole. Moraliści nazywają to błotem, a to moje środowisko. Ty w to wierzysz, że i ja mogę wrócić do Ciebie i poprosić o przebaczenie, razem z synem marnotrawnym? Patrzysz z tego swojego Krzyża na mnie jakbyś chciał powiedzieć, że jeśli to zrobię i ja będę z Tobą w Raju. I znów jak miedź brzęcząca odbijają mi się czkawką słowa: „A gdy kobieta zobaczyła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia i że były miłe dla oczu, i godne pożądania dla zdobycia mądrości, zerwała z niego owoc i jadła. Dała też mężowi swemu, który był z nią, i on też jadł. Wtedy otworzyły się oczy im obojgu i poznali, że są nadzy. Spletli więc liście figowe i zrobili sobie przepaski.”
Jestem nagi Panie i uciekam przed Tobą. Chociaż wiem, że Ty czekasz. Daj mi siłę i mądrość, żebym zrozumiał, że zło też ma owoce „dobre do jedzenia, miłe dla oczu i godne pożądania”