Ze ściany kołchoźników,
melodia płynie strachu.
Zwietrzało wino w kielichu,
minie poranek i zachód…
Z dmuchawców odleciały,
plany, marzenia, idee.
Rolę się pozmieniały.
Nastały nowe cele.
Strach blady nad królestwem
Tysiąca i jednej mrzonek.
Poddaństwo jest rycerstwem,
jak prawdy objawione.
Jak groszki rozsypane,
przy ławce, obok placu.
Wartości pomieszane,
z ziarnami resztek strachu.
Odpowiedź mi Aniele,
co patrzysz gdzieś w ukryciu:
Czy proszę o tak wiele,
szukając szczęścia w życiu?
Rośniemy jak bonsaie-
Piękne, wiekowe drzewa.
Wzrok w stronę słońca wznosi
Kręgosłup gnie jak trzeba.
W piwnicy pełnej czerni,
kolory sens straciły.
Zginamy karki biernie-
Na samym dnie mogiły.