Uczniowie idący do Emaus są wciąż pod wrażeniem Wielkiego Piątku. Nie było ich w Wieczerniku, nie było żadnego z nich pod krzyżem, ale oni przecież wszystko wiedzą. Przecież o tym mówi się na mieście. Teraz gotowi są tą wiedzą raczyć wszystkich, z którymi rozmawiają. Lęk do tego stopnia opanował ich serca, że nie dostrzegają, jak Zmartwychwstały przyłącza się do nich i zaczyna wyjaśniać im Pisma. Witają Go jakże wymownym „ty chyba jesteś jedynym, który nie wie, co się w tych dniach stało.
To tak, jakby dziś usłyszeć, „Ty chyba nie oglądasz telewizji?” Ich świat zatrzymał się na dramacie śmierci na krzyżu, a właściwie na medialnym przekazie o tej śmierci. Oni przecież spodziewali się czegoś innego. Ich plan był doskonały, Mesjasz przepędza Rzymian i przynosi wyzwolenie udręczonemu Izraelowi. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Stąd ich lęk.
Zbawiciel jednak krok po kroku zaczyna im ukazywać zupełnie inną rzeczywistość. Te same fakty wpisane w treść orędzia zwanego Dobrą Nowiną nie kończą się na Golgocie. Nie ma miejsca w Bożych planach na klęskę. Kalwaria jest tylko etapem na drodze do zwycięstwa. Serce zaczyna w nich być mocnej, ale owe emocje nie mogą wciąż wykroczyć poza marzenia, nie mogą wydobyć się z kręgu legend i pobożnych życzeń. Oto teraz zapada noc. Trzeba zatrzymać się w domu. Czas na wieczerzę.
Wtedy dopiero Go rozpoznają. Wówczas ich serce bije jeszcze szybciej i nie ma miejsca już na lęk. Gotowi są wracać. Nawet podczas nocy. Łamanie chleba przypomina to, co stało się Wielki Czwartek. Skoro Jezus żyje, zasłona doczesności już nie może przysłonić do końca blasków Światłości Wiekuistej.
Podobnie i my sami. Dopóki pozostaniemy w wirtualnym kościele, dopóty ciężko będzie nam wydobyć się z zawieszenia pomiędzy teatrem a legendą. Dopiero gdy doświadczymy na nowo mocy płynące z Łamania Chleba, dopiero z naszych serc zniknie lęk i Światłość Świata rozproszy ciemności Księcia potępionych.