„Głupcze, jeszcze tej nocy duszy twej zażądają od ciebie. Komu przypadnie to, coś przygotował”. Któż z nas od dzieciństwa nie słyszał setek razy tego fragmentu Ewangelii? Bez względu na wyznawane poglądy, miejsce jakie zajmujemy w społeczeństwie czy wykonywany zawód dla wszystkich jedno jest jasne. Granicę naszej aktywności na tym świecie stanowi nasz moment śmierci. Nie ma ceny, za jaką moglibyśmy kupić sobie drugie życie. Co więcej, są sytuacje, gdzie nawet największe pieniądze i najlepsze kontakty nie są w stanie dać nam drugiej szansy. Czyżby zatem płynął stąd dla nas wniosek, że czas porzucić firmy, kontakty, zamknąć się w klasztorze z grubymi murami i czekać niczym w przeciwatomowym schronie na dalszy przebieg wydarzeń? Otóż nic bardziej błędnego. Jako katolicy powinniśmy być ludźmi wiary.

Media do niedawna pokazywały jak w czasie ograniczeń sklepy, zwłaszcza markety budowlane pękały w szwach. Wielu potraktowało ten czas jako doskonałą okazję do przeprowadzenia remontu własnego mieszkania. Tymczasem w parafiach nasze kościoły opustoszały. Sami wierni zaczęli sygnalizować, że Kościół w Polsce utrzymujący się z dobrowolnych ofiar może paść ofiarą wzmożonego reżimu sanitarnego. Jedni wierni zaczęli więc wspierać własne parafie jak tylko potrafią, w innych, zwłaszcza tam, gdzie kościoły zostały praktycznie zamknięte pojawiły się różne dość zdecydowane w formie komentarze z cytatem ze św. Pawła „kto nie chce pracować, niech też nie je”. Wielu duszpasterzy z drżeniem patrzy na zaciągnięte kredyty, rozpoczęte inwestycje, plany pielgrzymkowe i przychodzące rachunki do zapłaty. Co będzie dalej? To chyba wie tylko Bóg, jednak jest wiele rzeczy, w których możemy sobie pomóc. Z zachowaniem wszelkich koniecznych procedur, do stosowania jakich wzywa władza cywilna i duchowna.
Zanim cokolwiek postanowimy, starajmy się pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze – jak mawiał św. Jan Paweł II, człowiek jest drogą Kościoła. Jeśli zawierzamy Bogu siebie i swoje parafie w tym trudnym czasie, jeżeli oczekujemy od wiernych wsparcia, pomyślmy czego oczekują od nas ci, którym służymy. Jako że charakter tego artykułu ogranicza się do spraw gospodarczych, o rzeczach duszpasterskich pisał tu nie będę. Zwłaszcza, że postanowienia Pasterzy w różnych diecezjach dają różne pole manewru. Co do inwestycji zaś, warto na początek pamiętać o własnych pracownikach. To, co teraz napiszę, może wydać się po ludzku niedorzeczne i wbrew logice, ale jeśli wiarę traktujemy na poważnie, to być może jest to najlepszy moment na takie rozwiązanie. Przede wszystkim przyjrzyjmy się umowom o pracę naszych pracowników. Jeśli ludzie, którzy posługują przy naszych parafiach narażają swoje życie i zdrowie, być może także z tego względu, że jest to ich jedyne źródło utrzymania a wypłatę pobierają pod stołem, czas najwyższy na nawiązanie normalnych, legalnych umów o pracę, albo przynajmniej umowy zlecenia. Tak, wiem, koszty pracy w Polsce są zabójcze. Wiem, ile kosztuje ZUS i podatki. Zatrudniam ludzi legalnie i też drżę o to, jak długo to potrwa i czy damy radę. Jednak jeśli chcemy, żeby Bóg nam dopomógł, żeby pomogli nam inni ludzie, jak moglibyśmy pozostawić teraz bez legalnej umowy i ubezpieczenia tych, którzy dają z siebie tak dużo dla nas i naszych parafii?

Po drugie, pamiętajmy o firmach, z usług których korzystamy. Wypadałoby mieć nadzieję, że komunizm nie zepsuł nas do szpiku kości i zdajemy sobie sprawę, że ludzie ryzykują teraz dorobkiem całego życia. Na początek okażmy zrozumienie i już nawet nie napiszę chrześcijańską, ale zwyczajną, ludzką wrażliwość. Pisząc ten artykuł odbieram telefon z pewnego wydawnictwa. Młoda dziewczyna proponuje mi najnowsze wydanie Biblii dla dzieci. Pierwsza myśl jest jak błyskawica, proszę Pani, ja mam teraz 5 osób w kościele… Ale coś mi mówi, spokojnie, zaufaj, „wystarczy ci mojej łaski…”. Nie, nie kupię teraz kilkudziesięciu sztuk i nie zostanę z nimi sam, ale jest sposób. Proszę przesłać ofertę. Wstawię ogłoszenie na stronę Parafii i do social mediów. Może uda się zrobić jakąś listę tych, którzy zdalnie zechcą zakupić. Dla nas wszystkich to trudny czas. Jeśli teraz odwrócimy się od ludzi, nie oczekujmy życzliwości i rabatu „na koloratkę”, kiedy wszystko się skończy. Pomagajmy sobie. Także kontrahentom, ludziom, z którymi współpracujemy być może od lat. Najczęściej za nazwami tych firm kryją się ludzie mający swoje rodziny i dzieci. I wbrew obecnej propagandzie wcale nie śpią na pieniądzach i nie raz nie mają czasu na wspólny urlop.
Po trzecie, zadbajmy o bezpieczeństwo naszych pracowników. Siedząc za grubymi murami i mając poddane wszystko pod nos, wielu duchownych pomyliło role i ćwiczy pióro odsądzając od czci i wiary tych, którzy chcą skorzystać ze mszy św., spowiedzi i pójść do kościoła. Czy oby naprawdę nie mamy innego zadania w tym czasie? Jak wyposażony jest nasz dom parafialny? Kościelny, Organista, Gospodyni? Kto robi zakupy, abyśmy mogli walczyć z wirusem hasztagami #zostanwdomu?
Po czwarte dajmy nadzieję ludziom, z którymi współpracujemy. Jeśli nie chcemy, aby miał nam kto za kilka tygodni, a może miesięcy, nikt nie wie, ile to potrwa, postawić płot, ułożyć kostkę, przywieźć cegłę, rozmawiajmy z tymi ludźmi. Wykonajmy telefon do właściciela czy prezesa firmy. Zapytajmy jak znosi ten trudny czas. Pomódlmy się za nich i zapewnijmy o modlitwie. Spróbujmy też poprowadzić rozmowę wg scenariusza, jeśli nawet teraz jest to niemożliwe, pomyślmy, kiedy możemy i co możemy zrobić. Zaplanujemy dalszą współpracę. Zachowujmy środki ostrożności, ale dajmy sobie nadzieję. Nie piszę, aby wpłacać zaliczki, ignorować obecne restrykcje, ale piszę, aby uzmysłowić nam, że ludzie z firm z którymi współpracujemy mają na utrzymaniu pracowników. Odpowiadają za życie ich rodzin. Jeśli dziś wyślemy im sygnał, że nas to nic nie obchodzi, nie oczekujmy innego, kiedy za rok czy dwa powiemy im, że dach przecieka w kościele a funduszy nam brak…
Po piąte wreszcie, rozejrzyjmy się dokoła siebie. Zróbmy nie tylko solidny rachunek sumienia, ale także remanent. Zobaczymy, co będzie potrzebowało naprawy, inwestycji, zamiany, kiedy wszystko się skończy. Zapoznajmy się z ofertami dla Kościoła, poszukajmy kontaktów. Zadzwońmy. Ci ludzie teraz najbardziej potrzebują nadziei. Gdzie mają jej szukać, jak nie w Kościele?
Ks. Mirosław Matuszny
Proboszcz Parafii p.w. Nawrócenia św. Pawła
w Lublinie