Cierpienia Jezusa Chrystusa na Golgocie są wymownym świadectwem miłości Boga do człowieka. Wymownym i niezwykle poruszającym przedłużeniem owego dowodu są stygmaty, którymi naznaczeni bywają Jego wybrańcy. Są to rany na rękach, nogach i boku podobne do tych, które miał Jezus w czasie swojej męki. Stygmatyzacja jest darem ofiarowanym człowiekowi, który dzięki głębokiemu przeżywaniu cierpień Zbawiciela, utożsamia się z Nim. Liczbę stygmatyków w dziejach Kościoła szacuje się na 350 osób. Wśród najbardziej znanych są: św. Paweł o którym mówi się, że miał stygmaty wewnętrzne – ukryte przed ludzkim wzrokiem w liście do Galatów (6, 17) daje temu świadectwo. „Noszę w swoim ciele ślady Męki Chrystusowej”. Św. Małgorzata z Kortony, św. Katarzyna ze Sieny, św. Jan od Krzyża, św. Ojciec Pio.
Oficjalnie za pierwszego astygmatyka w dziejach Kościoła uznaje się św Franciszka z Asyżu. Dokonało się to na górze Alwernii, na którą udał się w sierpniu 1224 r, na dwa lata przed śmiercią. Odprawiał tam czterdziestodniowy post ku czci świętego Michała Archanioła, a podczas modlitwy rozważał mękę Jezusa Chrystusa. Święty przygotowując się do tej modlitwy otworzył trzykrotnie Mszał, a teksty na które natrafił opisywały mękę Chrystusa. Upewniło go to w przekonaniu, że jego powołaniem jest cierpieć razem z Ukrzyżowanym.
Opis stygmatyzacji znajduje się w „Traktacie o cudach św. Franciszka” brata Tomasza z Celano. Franciszek „ujrzał w widzeniu rozciągniętego nad sobą Serafina, wiszącego na krzyżu, mającego sześć skrzydeł, za ręce i nogi przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się mu nad głową, dwa wyciągały do lotu, a. dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba, duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu„.
Tomasz z Celano opisuje dalej: „Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu. Jego ręce i nogi wyglądały przebite gwoździami w samym środku; główki gwoździ były widoczne na wewnętrznej stronie rąk i na wierzchniej stronie nóg, a ich ostre końce były na stronie odwrotnej… Zaś prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie świętą krwią” Ten sam autor także daje nam opis stygmatyzowanych rąk i nóg: „Patrzyli na błogosławione ciało zdobne stygmatami Chrystusa, mianowicie nie na przebicia gwoźdźmi na rękach i nogach, ale na same gwoździe mocą boską cudownie utworzone z jego ciała, owszem wrośnięte w samoż ciało. Gdy się je nacisnęło z jednej strony, to natychmiast wychodziły po stronie przeciwnej jako tkanka ciągła”
Bóg wybiera nielicznych do tego, aby poprzez znaki swojej męki na ich ciele przypomnieć nam o tym co dokonało się na krzyżu i jak wielką mękę poniósł Jezus dla naszego odkupienia. Z taką świadomością przeżywajmy w dniu dzisiejszym święto Stygmatów św. Franciszka z Asyżu. Który w sposób doskonały zjednoczył się z Jezusem Ukrzyżowanym i stał się znakiem Bożej miłości dla nas.
PW