W mentalności chrześcijan niemal powszechnie utarło się przekonanie, że pierwsi uczniowie Jezusa byli biednymi rybakami, którzy mimo swej ciężkiej pracy z ledwością dawali radę utrzymać siebie i swoje rodziny. Czy to prawda, że – mówiąc kolokwialnie – „klepali biedę”? Znalezisko archeologów podwodnych zdają się temu przeczyć. Przyjrzyjmy się mu nieco bliżej.
Podróże statkiem w Palestynie?
Pomimo nieustannego rozwoju żeglugi, starożytni niechętnie wyruszali w podróże morskie. Podróż statkiem była zwykle niewygodna, a sztormy niejednokrotnie opóźniały przybycie do portu przeznaczenia. Zimą zwykle nie podróżowano po Morzu Śródziemnym. Podczas podróży morskiej statki trzymały się zazwyczaj blisko lądu, a trasy handlowe prowadzone były wzdłuż linii brzegowej.
Sami Izraelici praktycznie nie budowali okrętów, choć przecież ich kraj położony był na wybrzeżu. Największe ośrodki stoczniowe tamtejszych czasów to Kreta i Cypr. Biblia wspomina o tym, że gdy Dawid wszedł w posiadanie dwóch portów, Ejlatu i Ejson-Geberu, umówił się z królem Tyru, by ten przysłał mu budowniczych okrętów, Izraelici bowiem nie byli wprawieni w tej sztuce. Przypuszcza się, że do podróży morskich wynajmowali kapitanów innych narodów.
Historia znaleziska
Zupełnie inaczej ma się sprawa z łodziami, które budowano na użytek rybaków i używano na wodach jeziora o wdzięcznej nazwie Genezaret, czyli „Harfa”. W 1986 roku w północnej części Izraela na pewien czas zapanowała susza. Poziom wody w Jeziorze Galilejskim zacznie się obniżył i … dał początek interesującemu odkryciu. Ponad taflę jeziora wyłonił się fragment starożytnej łodzi, którą datowano (metodą węgla C 14) na I wiek po Chrystusie. Datowanie zostało potwierdzone przez znalezioną w łodzi ceramikę: naczynie do gotowania i lampę; obydwa artefakty używane były w Palestynie I stulecia. Od razu nazwano ją „łodzią Jezusa”! Odkrycia dokonało dwóch braci, Mosze i Juwal Lufan. Wydobywanie obiektu z jeziora trwało niemal jedenaście dni. Zajął się tym izraelski Departament Starożytności.
Prace oczyszczające i konserwatorskie
Najpierw oczyszczono łódź z mułu, który szczęśliwie przez wieki ochraniał ją przed całkowitym rozkładem. Choć muł rzeczywiście stał się w pewnym sensie środkiem konserwujący, należało go usunąć tak, by uniknąć bezpośredniego kontaktu z łodzią. Co pewien czas polewano ją wodą, aby zapobiec całkowitemu osuszeniu. Następnie pokryto artefakt pianką poliuretanową i dzięki temu można było przetransportować go do brzegów jeziora. Z niezwykłą ostrożnością umieszczono łódź w pobliskim kibucu o nazwie Nof Ginosar. Stworzono dla niej specjalny basen konserwacyjny i przystąpiono do prac oczyszczających i zabezpieczających. Umieszczono ją na specjalnie przygotowanym stelażu z włókna szklanego i dokładnie impregnowano woskiem. Dopiero po dziesięciu latach wystawiono ją na widok publiczny. Tablica umieszczona w muzeum tuż obok łodzi tak opowiada o tamtych chwilach: „Podczas suszy w 1986 roku opadające wody Jeziora Galilejskiego ukazały niewielki fragment drewnianego obiektu zanurzonego w mule, kilkaset metrów na południe od kibucu Ginosar. Po dwóch tysiącach lat starożytny artefakt wyłonił się z głębin, by ujrzeć światło dzienne. Archeolodzy, naukowcy i wolontariusze z kibucu Ginosar i z innych miejsc poświęcali dzień i noc, by uwolnić łódź z głębokich pokładów mułu, który do niej przylgnął. Trzy dni później poziom wody zaczął się podnosić, zagrażając zalaniem łodzi. Wokół łodzi wybudowano wał ziemny, a wodę odprowadzano do jeziora. Po dziesięciu dniach i nocach łódź stanęła bezpiecznie na stałym gruncie”. Dziś „łódź Jezusa” można podziwiać w muzeum na terenie kibucu. W pomieszczeniu, w którym jest przechowywana, panuje względnie stała temperatura powietrza, wilgotność i ciśnienie atmosferyczne.
Opisy znawców sugerują, że łódź została zrobiona dokładnie według wzorów z tamtego okresu. Dotychczas wzory te znane były jednak tylko z wyobrażeń artystycznych, nie udało się bowiem natrafić na znalezisko podobnej wagi. Łódź liczy nieco ponad osiem metrów długości i mogła pomieścić piętnaście osób. Ma zaokrągloną rufę i jest stosunkowo głęboka. Eksperci, pod kierownictwem dr. Elli Werker z Wydziału Botanicznego Uniwersytetu Hebrajskiego, zidentyfikowali dwanaście rodzajów drewna użytego do konstrukcji. Najwięcej elementów wykonano z dębu i cedru. Z cedru łodzie budowali już Egipcjanie i Fenicjanie. Co więcej, Salomon sprowadzał cedry z Libanu do budowy świątyni jerozolimskiej.
Nie ulega też wątpliwości, że tzw. „łódź Jezusa” była kilkukrotnie naprawiana. Archeologowie twierdzą, że właśnie taka łódź mogła służyć Jezusowi z nauczycielską katedrę. Takiej łodzi mogli używać apostołowie: „Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!». A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać” (Łk 5,3-6).
Łodzie zupełnie podobne do odnalezionej w pobliży kibucu Ginosar znane są nie tylko z kart Ewangelii. Józef Flawiusz opowiada o rzymskiej konkwiście Galilei, która rozpoczęła się w 67 r. po Chr. Sam był naocznym świadkiem tych wydarzeń; przywódcą jednego z oddziałów żydowskich, a który poddał swych żołnierzy Rzymianom. Otóż późniejszy cesarz Tytus, który dowodził wówczas rzymskiemu legionowi, zdawał sobie sprawę, że miasto Migdal (Magdala) otoczone jest murem od lądu. Postanowił więc dostać się do wewnątrz od strony jeziora. Jego strategiczny pomysł został uwieńczony sukcesem. Rzymianie weszli do miasta i wycięli znaczną część ludności. Niektórym Żydom udało się wówczas uciec na łodziach. Następnego dnia rzymski generał Wespazjan nakazał wojsku zbudować katamarany i na nich dosięgnął uciekających na swych łodziach Magdaleńczyków. Łodzie miały przypominać tę, którą odnaleziono w Ginosar (por. De bello judaico 111,462-542).
Zresztą wygląd łodzi nie zmienia się szybko w danym środowisku. Henri Daniel-Rops, znawca starożytnych zwyczajów palestyńskich, zauważa: „Co do łodzi o których tak często mowa w Ewangelii, były one prawdopodobnie w przybliżeniu takie, jakie widzi się jeszcze obecnie: wielkie, szerokie, mocne, wytrzymałe na podmuchy wiatru, lecz dość powolne. Nie ma chyba rzeczy ulegającej mniejszym zmianom niż kształt statku dobrze dostosowanego do potrzeb danego środowiska”.
Polska replika łodzi
Swoistą ciekawostką jest fakt, że niekonwencjonalny w swych pomysłach ojciec Antoni Dudek, proboszcz franciszkańskiej parafii w Prudniku, postanowił stworzyć polską replikę łodzi Jezusa. Ojciec Dudek przez kilka lat był kustoszem sanktuarium na górze Nebo w Jordanii – miejscu, z którego dojrzeć miał Ziemię Obiecaną Mojżesz po czterdziestoletniej wędrówce przez pustynię. Po powrocie do Polski franciszkanin wpadł na pomysł zrekonstruowania łodzi. Dokonał tego wraz ze szkutnikami i wolontariuszami w środku Gór Opawskich we wiosce Wieszczyna. Uroczyste wodowanie odbyło się w październiku 2007 roku.